Nasza historia

Tak naprawdę wszystko zaczęło się od mojego zmęczenia i rozdrażnienia. Pewnie nie jest to najlepszy początek jakiejkolwiek historii, ale podobno nic nie dzieje się bez powodu.

Miałam wrażliwą, suchą skórę, która mocno reagowała na zmiany temperatur, zmęczenie, czy jakiekolwiek inne „zakłócenia”. Do tego skończyłam już 43 lata, więc chciałam używać czegoś przeciwzmarszczkowego. Spędziłam masę czasu błąkając się po drogeriach, próbując znaleźć krem za rozsądną cenę, który przyniesie mi ulgę. Kupując kolejne produkty czytałam opisy, marketingowe obietnice, po czym wracałam do domu z zakupem czegoś, co w ciągu bardzo szybkiego czasu rozczarowywało mnie tak bardzo, że miałam ochotę rzucić opakowaniem o ścianę. Czułam się po prostu oszukana.

Wreszcie odkryłam, że warto czytać etykiety i śledzić skład produktu – Eureka! Tak, wiem, to oczywiste dla niektórych, ale mnie wówczas odstraszały skomplikowane nazwy, których zupełnie nie rozumiałam. Przełamałam się jednak i w ten sposób „Vademecum Maturzysty” (chemia + biologia) zagościły na stałe w menu mojego porannego śniadania. 15 minut dziennie. Niedużo, ale regularnie.

Kiedy pierwszy raz przeczytałam etykietę ze składem kosmetyku ze zrozumieniem – zbaraniałam. Nie to, że odkryłam truciznę oraz globalny spisek koncernów kosmetycznych przeciw ludzkości, ale stało się jasne, że często w produkcji kosmetyków nie chodzi w ogóle o nas – klientów. Chodzi o biznes. Jak zwykle. A żeby ten biznes działał i przynosił zysk, kosmetyki muszą być produkowane masowo i mieć długi okres przydatności do spożycia. A tu już następuje tzw. równia pochyła, czyli wszystko „leci w dół”, bo żeby sprostać tym wymaganiom pojawia się konieczność dodania określonych substancji, które przedłużają życie produktu, ale niestety nie przedłużają życia naszych komórek.

Czy ta masowa produkcja jest nam rzeczywiście potrzebna? Nie da się tego „obejść”?

Konsumenci powinni mieć wybór. Część z nich bardzo dobrze toleruje konwencjonalne kosmetyki z długim tzw. shelf life, część szuka luksusowych marek, inni są weganami, a jeszcze inni wolą naturalną pielęgnację duchu Zero Waste. I każdy ma prawo do swojego wyboru.

Rynek kosmetyczny jest ogromny. Ale czy można działać na mniejszą skalę, lokalnie, używając naturalnych produktów, które – ponieważ nie zawierają najczęściej używanych silnych konserwantów – mają krótszy termin przydatności do spożycia?

Zadanie trudne, ale możliwe.

Tak powstał Brzask.

Powstał dla moich dzieci, przyjaciół i dla Was.

Żebyśmy mieli alternatywę, wobec tego, co serwuje nam rynek.

Zarejestrowałam i wprowadziłam do oficjalnej sprzedaży pierwszy kosmetyk – i tak go nazwałam – krem Pierwszy, z ekstraktem CO2 z rokitnika i nasion granatu, dobrodziejstwem kwasów HA i przeciwutleniaczy, który „stawiał do pionu” umęczone, podrażnione cery, silnie nawilżając i dodając pięknego blasku. Petrada składników przeciwstarzeniowych zaklęta w emulsji o charakterystycznym kolorze mango lassi, szybko zyskała grono swoich fanek, ze mną samą na czele. To był piękny, szalony czas, jeszcze zanim pojawił się Covid-19, obfitujący, m.in. w liczne spotkania z wyjątkowymi kobietami na organizowanych przeze mnie wydarzeniach, tymczasowy POP CONCET STORE na ul. Mokotowskiej w Warszawie i wiele innych przygód. W tle pracowałam nad nowymi recepturami do portfolio. Jednak coraz częściej zauważałam, że potrzebuję działać na szerszą skalę i że sama nie sprostam nowym wyzwaniom. Potrzebowałam transformacji.

Marcelina Sarwa – moja wymarzona partnerka biznesowa!

Jedni mówią na to „Siła Wyższa”, inni, że „Góra czuwa nad Tobą”, w każdym razie trudno inaczej wytłumaczyć fakt, że miałam wówczas szczęście spotkać na swojej ścieżce Marcelinę Sarwę.

Mimo różnicy pokoleniowej połączyła nas pasja do kosmetyków naturalnych i miłość do przyrody. Jesteśmy jak Ying i Yang – uzupełniamy się bezbłędnie. Brzask przerodził się w Svitanyé. Dzięki temu otworzyły się nowe możliwości i w naturalny sposób przyszedł czas na zmiany. Postanowiłyśmy być międzynarodową marką.

Mamy być piękne i zdrowe, więc to, co kładziemy na ciało i na włosy powinno wspierać, a nie zakłócać naturalny cykl życia naszych komórek.

Bogactwo natury nie zna granic. Wystarczy tylko tego nie psuć.

Dołącz do nas, żeby dowiedzieć się więcej.

~ Aga Czarnecka, The founder of the Brzask, which is Svitanyé today.

Similar Posts

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *